To jest pierwsza historia, która zapowiadała kurs mailowy “Kreatywny mindset” i szkolenie “Idea Lab”, dla osób które chciałyby rozwijać swoje kreatywne nastawienie do rozwiązywania codziennych wyzwań.
Requiem dla Mozarta
Jeśli widziałeś/aś “Amadeusza” Formana, to na pewno pamiętasz tę scenę. Mozart komponujący Requiem na łożu śmierci, nieświadomy, że dyktuje utwór zazdrosnemu o talent wrogowi.
A nawet jeśli nie widziałeś/aś, to założę się, że kojarzysz historię: największy geniusz muzyczny w historii, przeczuwając własną śmierć, tworzy swoje największe dzieło. Tak jak tworzył inne, praktycznie bez skreśleń czy poprawek. Jakby całość w gotowym kształcie po prostu pojawiała mu się w momencie olśnienia.
Zaraz zaraz. To jest popularna wizja, ale czy tak faktycznie wygląda proces kreatywny?
Nie to, żeby mi szczególnie przeszkadzało, że ta historia mija się z prawdą. Jak twierdzą badacze, Mozart nie stworzył requiem na zlecenie swojego wroga. A właściwie, to nawet nie całkiem je stworzył, bo sam skomponował zaledwie jakąś ⅕ utworu. Resztę napisali uczniowie już po jego śmierci, a całą legendę prawdopodobnie umiejętnie spreparowała jego żona…
Też nie to, żebym Mistrza nie szanował. Wprawdzie nie wiem, co to jest adagio i tylko mgliście, co to jest waltornia, ale doceniam fakt, że droga, którą wracam na home office odprowadziwszy dzieci do przedszkola, zajmuje akurat tyle, ile trzeba na wysłuchanie Symfonii nr 25 G-mol. (Całkiem przypadkowo jej początek to temat otwierający “Amadeusza”, który dobrze robi zarówno na energię, jak i koncentrację na początku dnia.)
Chcesz nauczyć się więcej o kreatywności w prosty i przystępny sposób? Zapisz się na nasz kurs mailowy "Kreatywny mindset"!
Chcesz nauczyć się więcej o kreatywności w prosty i przystępny sposób? Sprawdź szkolenie "Idea Lab"!
Problem – moim zdaniem – jest w tym, że takie historie odpowiadają za rozmaite mity i półprawdy na temat kreatywności, które z kolei działają negatywnie na naszą pomysłowość. Tworzą fałszywe wyobrażenia i oczekiwania, które zamiast ułatwiać, utrudniają nam praktyczną kreatywność, czyli wpadanie na dobre, oryginalne i użyteczne pomysły.
Co więcej, utrudniają rozwój pomysłów w organizacjach i zespołach, które kreatywności i innowacyjności potrzebują teraz może bardziej niż kiedykolwiek.
Bo czy pomysły tak po prostu się pojawiają? Czy ich autorami są faktycznie jednostki? Czy dotyczą one jedynie sztuki i kreatywności przez duże “K”?
Sputnik nadaje inspirację
Odpowiadając na te pytania opowiem Ci historię inną niż ta o Mozarcie.
Opowiadam tę historię za nieocenionym Stevenem Johnsonem, którego książka “Where do good ideas come from?” jest pełna świetnych opowieści o dobrych pomysłach. Akurat tej historii możesz też posłuchać w jego wystąpieniu na konferencji TED.
Był poranek 7 października 1957 roku. W kantynie Applied Physics Laboratory w Maryland (USA) aż wrzało. Tego dnia Sowieci wystrzelili w przestrzeń kosmiczną Sputnika. Amerykanom nie mieściło się w głowach, że oto nad ich głowami lata pierwszy sztuczny satelita, wypuszczony przez wrogi reżim. Z kolei fizykom i inżynierom z Applied Physics Laboratory nie mieściło się w głowach, że to nie oni – ale inżynierowie i naukowcy pracujący dla zdawałoby się zacofanego technologicznie kraju byli w stanie tego dokonać.
Właśnie wtedy dwóch, dwudziestokilkuletnich fizyków – William Guier i George Weiffenbach – wpadło na pewien drobny pomysł. Dla zabawy spróbowali odebrać sygnał nadawany przez satelitę. Ku ich zdumieniu okazało się to bardzo łatwe (tak naprawdę Sowieci chcieli by odebranie sygnału było proste – tak by nikt czasem nie pomyślał, że Sputnik to blef). Po chwili pracy z radiostacją siedzieli więc sobie i słuchali monotonnego biip-biip-biip satelity, a inni pracownicy labu wpadali do nich na chwilę, żeby przekonać się na własne uszy, że Sputnik jest i “nadaje”.
W pewnym momencie ktoś wpadł na pomysł – a może by ten sygnał nagrać? Czemu nie – Guier i Weiffenbach – przytaszczyli wielki magnetofon i zaczęli rejestrować sygnał. W pewnym momencie ktoś wpadł na pomysł, żeby odmierzać dokładnie czas między kolejnymi piknięciami. Okazało się, że raz jest on krótszy, raz dłuższy…
Fizykom wystarczył moment, że wyjaśnić te różnice. To efekt Dopplera – fala ma inną częstotliwość, jeśli obiekt, który ją emituje, się zbliża, a inną, kiedy oddala od punktu pomiaru.
Cóż z tego? “Chwileczkę” – pomyśleli badacze – “skoro mamy częstotliwość, to z efektu Dopplera możemy policzyć też prędkość obiektu. Hmmm, zróbmy to…”
Parę godzin później okazało się, że są w stanie wyznaczyć również trajektorię Sputnika. To już jednak było znacznie bardziej pracochłonne, bo potrzebnych było wiele obliczeń. W tym celu dostali pozwolenie na korzystanie z nowego, zajmującego cały pokój superkomputera UNIVAC.
(Przy okazji: to dla mnie szczególny moment tej historii – dwóch “juniorów” dostaje oficjalne pozwolenie na korzystanie z najbardziej zaawansowanej aparatury, jaką dysponuje organizacja, żeby rozwijać sobie po godzinach jakiś mały projekt, oficjalnie nie należący nawet do ich obowiązków. Jeśli w Twojej firmie jest podobnie, to znaczy, że jesteś w naprawdę sprzyjającej innowacyjności organizacji)
Obliczenia zajęły im kilka miesięcy, w czasie których koledzy i współpracownicy odwiedzali ich, doradzali i dzielili się wiedzą. W końcu mieli to – zmapowali dokładną trajektorię lotu Sputnika i to wszystko jedynie słuchając sygnałów, jakie emitował. Nieźle, prawda?
Kreatywny mindset - którędy droga?
Ale historia wcale się tu nie kończy. Po jakimś czasie wezwał ich do siebie szef ośrodka Frank McClure i zapytał: “Hej chłopaki, podobno wyznaczyliście położenie obiektu w przestrzeni kosmicznej, znając dokładnie swoje położenie na ziemi. Czy dalibyście radę zrobić na odwrót?”
“Chłopaki” wrócili z odpowiedzią po paru dniach. Okazało się, że wyznaczenie dokładnego położenia na ziemi, jeśli zna się położenie obiektu w kosmosie, jest jeszcze łatwiejsze.
“To fajnie” – powiedział ich szef. – “Bo widzicie, mamy tu problem z okrętami podwodnymi. Potrzebujemy wyznaczyć bardzo dokładnie ich położenie, żeby móc precyzyjnie wycelować pociski nuklearne wystrzeliwane z okrętów podwodnych. I tak sobie pomyśleliśmy, żeby można by wystrzelić kilka satelitów i użyć ich do nawigacji…“
Tak narodził się GPS.
W latach 80-tych Ronald Reagan otworzył go, zezwalając na to, żeby każda firma mogła korzystać z tej infrastruktury. I dziś wszyscy mamy w telefonach, i wielu innych urządzeniach, technologię, bez której trudno się obyć, choćby szukając najszybszej drogi z przedszkola do home office:)
Tak, to już koniec tej historii (albo tylko pauza – w końcu nie wiemy, jak jeszcze rozwinie się ta technologia). I myślę, że może ona nauczyć przynajmniej kilku bardzo ważnych rzeczy o kreatywności, które mogą Ci się przydać.
Najważniejsza z nich jest taka, że “dobry pomysł” nie pojawia się w momencie olśnienia, ale jest efektem długiego procesu, w którym współpracuje wiele osób, działających w ramach jednej organizacji.
A więc zupełnie inaczej niż w popularnej opowieści o Mozarcie. Nie jeden geniusz – ale wielu zdolnych ludzi pracujących w środowisku, które pomaga im rozwijać pomysły, daje potrzebne zasoby i wspiera. To nie rozwiązanie, które pojawia się w nagle, w skończonej formie, ale pełen nieoczywistości proces, w którym wiele cząstkowych pomysłów prowadzi wreszcie do dobrego rozwiązania.
Nie Big Bang, ale ewolucja.
Jak pokazuje historia powstania GPSu, tego procesu, nie da się przewidzieć, ani go kontrolować – raczej lekko nawigować i wspierać w nadziei, że doprowadzi nas do celu.
Czego uczą te historie?
Co zatem możesz zrobić? Moim zdaniem przynajmniej 3 rzeczy:
- Korzystaj z kompetencji ludzi, z którymi pracujesz – najlepiej tych, którzy mają inne kompetencje od Twoich. Każda rozmowa może Ci pomóc rozwinąć pomysł, lekko go przekształcić, przeformułować. Dzięki temu pomysł będzie ewoluował i o to chodzi.
- Zastanów się, czy środowisko, w którym pracujesz wspiera rozwój Twojego pomysłu. Czy toleruje to, że nie jest jeszcze idealny i gotowy. Że jeszcze nie wiesz, co z niego będzie i czy coś w ogóle. Czy są w nim dostępne zasoby, żeby pomysł rozwijać i zmieniać.
- Nie zakochuj się w swoich pomysłach. Tak, wiem – nasze pomysły mają tę właściwość, że są nasze, a więc siłą rzeczy trochę lepsze niż pomysły innych, prawda? Ale to “zakochanie” utrudni zmiany i zablokuje ewolucję. Dużo lepszą strategią jest łączenie pomysłu z pomysłami innych osób, dopasowywanie ich i szukanie możliwości, jakie razem dają.
No i zawsze możesz jeszcze posłuchać Mozarta, bo wprawdzie historia może być mylna, ale jego muzyka Twojej kreatywności na pewno nie zaszkodzi 🙂
Szkolenie startuje 27 października.
Zapisy pod linkiem: Idea Lab
Seweryn Rudnicki – design researcher, facylitator procesów kreatywnych, naukowiec. Wiedzę o kreatywności i innowacyjności wykorzystuje w pracy z klientami biznesowymi, których interesują rozwiązania problemów, a nie buzzwordy. Stały pracownik AGH w Krakowie. Co-founder hearts&heads.
Wykorzystano zdjęcia:
Nagłówek: Ian Schneider; Zdjęcie 1 (pianino): Geert Pieters; Zdjęcie 2: Greg Rakozy; Zdjęcie 3: SpaceX; Zdjęcie 4: Roman Mager; Zdjęcie 5: Samuel Foster.